O sztuce słuchania Boga w milczeniu
O sztuce słuchania Boga w milczeniu
Cisza nie jest brakiem dźwięku.
Cisza jest przestrzenią, w której to, co ukryte, staje się słyszalne.
Wchodząc w nią, nie uciekamy od świata — lecz pozwalamy światu, aby z nas ustał na chwilę. Nie po to, by go odrzucić, ale aby zobaczyć go na nowo, takim, jaki jest.
Milczenie nie jest ucieczką, lecz powrotem.
Do źródła, które nie mówi słowami, a jednak rozumie nas głębiej niż my sami siebie. Do Tego, który nie narzuca się, nie krzyczy, nie przerywa. Bóg jest jak cichy oddech — obecny, dyskretny, cierpliwy.
Kiedy stajemy przed Nim w ciszy, zaczynamy odkrywać, że nasze modlitwy były wcześniej pełne pytań, próśb, lęków, a tak mało w nich było słuchania. Dopiero w milczeniu uczymy się, że modlitwa nie jest monologiem. Jest spotkaniem.
Milknąć przed Bogiem to więcej niż zamknąć usta. To wejść w taką wewnętrzną postawę, która nie chce już niczego posiadać, kontrolować, udowadniać. To przyjąć, że On wie. Że On już słyszy. Że On jest.
W ciszy nasze serce przestaje się usprawiedliwiać, bronić, ukrywać. Przestaje coś udawać. Wreszcie może być sobą. A wtedy Bóg nie musi do nas przemawiać burzą ani ogniem. Wystarczy, że pozwoli nam doświadczyć swojej obecności — tak delikatnej, że tylko milcząc można ją zauważyć.
Milczenie przed Nim jest jak otwarcie dłoni.
Nie po to, by chwytać, ale by przyjmować.
By otrzymać to, czego nie można zdobyć własnym wysiłkiem.
Kto nauczy się tej ciszy, przestaje szukać Boga w wielkich wydarzeniach. Zaczyna znajdować Go w prostocie: w oddechu, w świetle poranka, w drugim człowieku, w zwykłej pracy, w krótkiej modlitwie, która nie musi wiele mówić, bo serce już wie.
Milczenie przed Bogiem jest sztuką, której uczymy się przez całe życie. A jednak jest to jedna z najprostszych sztuk, bo nie wymaga od nas niczego poza obecnością. Tylko być. Tylko pozwolić, by On był.
W ciszy nie poznajemy Boga bardziej —
to my stajemy się bardziej poznani.



Komentarze
Prześlij komentarz