Ikona - niewyczerpany kielich
Patrzę na tę ikonę nie jak na obrazek,
ale jak na kogoś, kto wie.
Jako uzależniony znam to miejsce bardzo dobrze.
Nie w głowie.
Nie w myślach.
Tylko tu — w środku ciała.
W brzuchu, w splocie, w tym cichym napięciu,
które budzi się nagle i mówi:
teraz, zaraz, już.
I właśnie tam, dokładnie tam,
na tej ikonie jest kielich.
A w kielichu – Dzieciątko.
Nie przypadkiem.
To miejsce we mnie przez lata było puste.
Albo raczej – wołające.
Sięgałem po alkohol, po inne rzeczy,
nie dlatego, że chciałem zniknąć,
ale dlatego, że chciałem coś poczuć.
Ulgę. Ciepło. Na chwilę być w domu.
Ta ikona nie mówi mi: „nie wolno”.
Ona mówi:
wiem, gdzie boli.
Maryja nie zasłania tego miejsca.
Nie poprawia mnie.
Trzyma ręce otwarte,
jakby mówiła:
„spójrz – tu nie ma potępienia,
tu jest obecność”.
Chrystus nie jest tu daleko, wysoko, ponad.
Jest w samym środku mojego głodu.
Jakby ktoś wreszcie zrozumiał,
że to nie była potrzeba procentów ani chemii,
tylko potrzeba bycia nasyconym
czymś, co nie rani po drodze.
Długo myślałem, że mój głód jest wstydem.
Ta ikona pokazuje mi,
że może być bramą.
Nie wiem, czy jestem wolny.
Wiem tylko, że kiedy na nią patrzę,
ten ścisk w środku trochę mięknie.
Jakby ktoś szeptał:
„nie jesteś popsuty.
Po prostu piłeś nie z tej czary”.
I na dziś — to mi wystarcza.




Komentarze
Prześlij komentarz