Czas Pełni
Przybyłaś do nas do pustelni jak kapłanka zaginionego kultu
katarów w czasie sierpniowej pełni. Byłaś ubrana w długą czarną sukienkę, twoje
włosy spinała metalowa klamra, opowiadały o jesiennym wietrze. Zielone oczy –
opowiadały sen o wolności. Patrzyłem w nie … i czułem jak zbliża się czas
pełni, te oczy przepowiadały pełnie. Byłaś dobrze przygotowana – zaparzyłaś
herbatę z ziół, owoców, magicznych grzybów i cytryny. Przybyłaś z przyjacielem
– który również uległ temu marzeniu, które przepowiadają twoje zielone oczy.
Wiesz… każde marzenie, każdy sen – domaga się spełnienia, domaga się
wyjaśnienia i realizacji, każdy sen domaga się pełni. Usiedliśmy w chatce do
medytacji. Zapaliłem mirrę na węgielku, świeczkę i uderzyłem trzy razy w
tybetańską misę wdzięczności – moje serce wypełniała mantra wypisana na jej
brzegach. Usiedliśmy w ciszy, w oczekiwaniu pełni, prosząc jedynie o spełnienie
się snu. Przed medytacją wznieśliśmy do toastu kubki z herbatą życząc sobie
pomyślności – wasze zdrowie przyjaciele! Poczułem… kiedy siedziałem w ciszy jak
wypełnia mnie łaska. Nasze dłonie i stopy pełne łaski. Nasze serca. Łaska jest
jak promień słońca odbijany przez księżyc naszych serc. Medytacja jest trochę
jak sen… jak sen na jawie… po prostu wchodzisz do siebie, do swojej izdebki ,
do swojej pustelni, do swojego serca i trwasz przed Panem, kimkolwiek On jest,
trwasz i prosisz , nie, nawet nie prosisz… po prostu z Nim jesteś. Jesteś z Nim
jak Ty byłaś z nami. Byłaś w pełni dla nas obecna. Dla mnie , dla mojej żony i
swojego przyjaciela. Jak siostra miłosierdzia, jak szamanka – przyjaciółka
wszelkiego istnienia. Jak siostra księżyca i jego matka. Postanowiłaś więc być
akuszerką sierpniowej pełni! Wyszliśmy po medytacji spojrzeć na księżyc…
patrzyliśmy oczami, które, jak mawiał nasz przyjaciel nie są stworzone do
patrzenia, lecz do bezdennego zniebieszczenia się w marzeniu. Moja żona
spojrzała na mnie… powiedziała: w tym świetle wyglądasz jak wampir. Spojrzałaś
też ty i powiedziałaś: jak Jezus. Tak… znam ich obu… znam jasną i ciemną
zakrytą stronę księżyca… Znam je tak jak ty katarska kapłanko. Awers i rewers.
Nastał czas pełni. Nastał czas zjednoczenia. Przybyłaś do nas. Do pustelni.
Jako zapowiedź powrotu. Zapowiedź nowej wędrówki. Wędrówki do urzeczywistnienia
snu. Marzenia. Urzeczywistnienia pełni. Wampir mieszka w pobliskiej jaskini.
Jest moim przyjacielem. W pustelni mieszka ubogi mnich, przyjaciel Jezusa. Są
schody z piekła do nieba. Z jaskini wampira do pustelni mnicha. W czas pełni
cień leży pod twoimi stopami kapłanko, blade światło księżyca odsłania naszą
prawdziwą naturę. Marzycieli i budowniczych. Będę śnił ten sen. Będę go śnił aż
stanie się jawą. Obiecuję. Będę powracał do ciszy w której jesteśmy
zjednoczeni, będę szukał co dzień na nowo zadziwienia. Takie właśnie jest
misterium księżyca, ciągłego powrotu, transformacji i zjednoczenia. Zapamiętam
słowa które wypowiedziałaś do nas: życzę wam, dobrych snów. Dziękuję. Kłaniam
się nisko w twoją stronę, w stronę twoich zielonych oczu pełnych snu, w stronę
marzenia o wolności. Marzenia o pełni.


Komentarze
Prześlij komentarz